Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Małecki: z trenerem Smudą nie przepadamy za sobą

Redakcja
Andrzej Banaś
- Niektórzy mówią o mnie, że jestem chamem czy burakiem. Mam to w nosie - mówi w rozmowie z naszym serwisem piłkarz Wisły Kraków, Patryk Małecki.

Runda wiosenna jest najlepszą w Pana karierze?
Jeszcze poczekajmy. Za nami dopiero cztery mecze. Jeśli będę dalej grał tak, jak do tej pory, jeśli zdobędziemy mistrzostwo Polski, to będę mógł powiedzieć, że to najlepsza runda w mojej karierze. Do tego jednak jeszcze długa droga.

Zobacz także: Obrońcy Wisły wierzą, że wyleczą się do meczu z Jagiellonią

Te cztery mecze pokazały jednak, że Pańska rola w grze Wisły znacznie wzrosła.
Jesienią miałem kilka niezłych spotkań, ale powtarzałem, że nie czułem się najlepiej pod względem fizycznym. Wszystko zaczęło się od trzytygodniowego wyjazdu na kadrę. Zagrałem tam w trzech meczach minutę, więc ten wyjazd dużo mi nie dał. Kiedy wróciłem do Polski, to koledzy z Wisły już trenowali, a ja dostałem 1,5 tygodnia wolnego. Później ciężko było mi nadrobić zaległości. Cieszę się, że tamten okres jest już za mną. Zawsze powtarzam, że jeśli solidnie przepracuję okres przygotowawczy, to będę w stanie pokazać na boisku więcej.

Po odejściu wielu piłkarzy, którzy przez lata decydowali o obliczu Wisły, poczuł Pan większą odpowiedzialność?
Gdy odeszli bracia Brożkowie i Mariusz Pawełek, wiedziałem, że z Wisłą żegnają się bardzo ważni dla niej zawodnicy. Zostało nas tylko paru Polaków i poczułem w tym momencie większą presję i odpowiedzialność za losy zespołu. Kibice nie pozwalają mi o tym zapomnieć. Często zaczepiają mnie w mieście, proszą, żebym grał jak najlepiej i mówią, że widzą we mnie piłkarza, od którego zależy gra zespołu. To duża odpowiedzialność, ale myślę, że dobrze radzę sobie z presją. Inna sprawa, że jeden piłkarz nic nie zrobi. Na boisku jest nas jedenastu i jeden musi walczyć za drugiego.

To, co Pan mówi o radzeniu sobie z presją, potwierdzają osoby, które dobrze Pana znają. Oni twierdzą, że Patryk Małecki ma takich charakter, że będzie miał takie samo podejście do meczu w Polsce i przeciwko np. Barcelonie. Zgadza się Pan z taką opinią?
Zawsze staram się grać tak samo. Niektórzy wytykają mi, że za długo holuję piłkę. Tylko, że ja tymi opiniami się nie przejmuję. Z trybun łatwo jest powiedzieć, że mogłem wybrać lepsze rozwiązanie. Na boisku decyzję trzeba podejmować w ułamku sekundy. Oczywiście nie jestem doskonały. Ciągle mogę grać lepiej, ale wiem też, że obecnie jestem rzeczywiście w wysokiej formie.

Od jednego z trenerów Wisły usłyszałem opinię, że pańska dobra gra wynika również z tego, że mocno podciągnął się Pan w taktyce.
Trener dużo ze mną rozmawiał na temat taktyki. We współczesnym futbolu to bardzo ważny element. Chodzi o to, żeby odpowiednio poruszając się po boisku, ułatwiać sobie życie.

Podciągnął się Pan również w kontaktach z mediami. Gdy brakło Głowackiego i Brożków, to Pan staje przed dziennikarzami i nawet po kiepskich meczach odpowiada na pytania. Skąd ta zmiana?
Doszedłem do wniosku, że zawsze trzeba wyjść do dziennikarzy i mówić prawdę. Nie jest sztuką stanąć pod wygranym meczu i opowiadać np. o tym jak strzeliło się bramkę. Zrozumiałem, że nawet po słabym meczu trzeba pokazać, że nie uciekam od odpowiedzialności. Przez dziennikarzy trzeba wytłumaczyć kibicom, dlaczego zagraliśmy słabiej. Jesteśmy to winni naszym fanom.

Zobacz także: Obrońcy Wisły wierzą, że wyleczą się do meczu z Jagiellonią

Dzięki takiemu podejściu zmienia się pański obraz w mediach. Uchodził Pan za niegrzecznego chłopca, z którym ciągle są problemy. Teraz wszyscy zauważają, że zachowuje się Pan dojrzalej.
Nie zmieniłem się i nie zmienię na boisku. Wiem, że niektórzy mówią o mnie, że jestem chamem czy burakiem. Szczerze mówiąc mam to w nosie. Dla mnie liczy się zwycięstwo drużyny, dobra gra. Muszę natomiast przyznać, że w życiu prywatnym rzeczywiście się zmieniłem, wydoroślałem.

A dalej zostaje Pan po treningach, żeby pracować indywidualnie nad mankamentami?
W czasie normalnego treningu nie zawsze jest czas, żeby poprawić pewne elementy. Mam świadomość swoich mankamentów. Wiem, że muszę wzmocnić niektóre partie mięśni, że muszę dbać o dietę i o zdrowie. Bardzo pomógł mi Daniel Michalczyk, czyli nasz trener od przygotowania motorycznego. To jemu zawdzięczam bardzo dużo. To on doprowadził mnie do takiej formy fizycznej, jaką obecnie prezentuję. Na samym początku roku, gdy jeszcze nie trenowaliśmy z całym zespołem, to właśnie Daniel poświęcał mi swój cenny czas. Trenowaliśmy po dwie godziny dziennie. Były to mordercze zajęcia, po których w szatni musiałem pół godziny dochodzić do siebie. Warto jednak było tak z nim harować.

Gra Pan bardzo dobrze w tej rundzie, więc nic dziwnego, że ciągle pojawia się temat pańskiej obecności w reprezentacji. Trener Franciszek Smuda stwierdził, że spotkał się ostatnio z Panem na kawie i teraz już Pan wie, co musi zrobić, żeby dostać powołanie.
Dobrze, że padło to pytanie. Chciałbym sprostować, że nie byłem z panem Smudą na kawie, bo nie jestem zawodnikiem, który umawiałby się z trenerami na takie spotkania. Trochę rozśmieszyło mnie to, gdy usłyszałem wypowiedź trenera, że spotkał się ze mną, by porozmawiać o grze w kadrze. Sytuacja wyglądała tak, że spotkanie było zupełnie przypadkowe w jednej z krakowskich kawiarni. Powiedziałem trenerowi Smudzie dzień dobry i owszem zamówiłem kawę, ale do swojego stolika. Po chwili trener zawołał mnie do siebie i powiedział, że muszę nad sobą dużo pracować i że może kiedyś mnie powoła. Dodał też, że muszę więcej udzielać się w defensywie. Odpowiedziałem mu, żeby może przyszedł na jakiś mecz Wisły i zobaczył, że w mojej grze nie liczy się tylko ofensywa, ale że często po stracie piłki pomagam Erikowi Cikosowi. I to była cała rozmowa. Dla mnie trochę dziwna. Z drugiej strony rozumiem, że to on jest trenerem i jego rozliczają za powołania i wyniki.

Jak się słucha tego, co Pan mówi, to trudno nie dojść do wniosku, że między Panem i trenerem Smudą nie ma za bardzo tzw. chemii.
Nie ma co się oszukiwać. Nie mam nic do selekcjonera, ale z trenerem Smudą nie przepadamy za sobą. Ja to czuję z jego strony, a on na pewno z mojej. Prawda jest jednak taka, że nie musimy się ani kochać, ani nawet lubić. Najważniejsze powinno być dobro reprezentacji. Jeśli trener będzie mnie widział w tej drużynie to fajnie. Jeśli nie, to nie załamię się z tego powodu. Świat nie kończy się na reprezentacji. Dla mnie w tym momencie najważniejsza jest Wisła i na pewno nie będę płakał, ani nie będę chodził po dziennikarzach, żeby się skarżyć na brak powołań. Powtórzę jeszcze raz, to trener Smuda decyduje o kształcie reprezentacji i to jego rozliczą z wyników pracy dziennikarze i szefowie PZPN.

Zostawmy reprezentację. W niedzielę czeka was mecz na szczycie z Jagiellonią. Jeśli wygracie, to wasz rywal praktycznie straci szanse na mistrzostwo, bo odskoczycie już na osiem punktów.
Zdajemy sobie z tego sprawę, ale podchodzimy do tego spotkania, jak do każdego innego. Po wpadce w Bytomiu, chcemy wygrać u siebie. Ważne też, żebyśmy to my prowadzili grę, żeby rywal czuł, że przyjechał na Reymonta. Chciałbym, żebyśmy w tym meczu pokazali dobrą piłkę, charakter i wolę walki. Jesteśmy bardzo dobrą drużyną i wierzę, że trzy punkty zostaną w Krakowie.

Mieliście serię siedmiu wygranych meczów z rzędu. Stać Wisłę na to, żeby z trudniejszymi rywalami znów postarać się o taką serię?
Na pewno stać, ale też nie wolno zapominać, że liga się wyrównała. Dzisiaj każdy może wygrać z każdym. Kiedyś było tak, że jak zespół z czuba tabeli jechał do drużyny, broniącej się przed spadkiem, to było praktycznie pewne, że zdobędzie trzy punkty. Teraz tak nie ma, o czym my przekonaliśmy się choćby w Bytomiu. Dlatego nie chcę zastanawiać się, czy znów wygramy siedem meczów z rzędu. Wolę myśleć o najbliższym spotkaniu. Teraz najważniejsza jest Jagiellonia. Trzeba wyjść na boisko i zagrać agresywnie od pierwszego gwizdka. Szanuję "Jagę", która ma dobry zespół, ale powtórzę jeszcze raz - gramy u siebie i mamy pokazać, że jesteśmy lepsi.

Zobacz także: Obrońcy Wisły wierzą, że wyleczą się do meczu z Jagiellonią

Spodziewał się Pan przed startem rundy wiosennej, że po czterech kolejkach wasza sytuacja w tabeli będzie aż tak dobra?
Nie. Miałem obawy, bo przyszło do nas kilku nowych zawodników i zastanawiałem się, ile będziemy potrzebować czasu na zgranie. Trener jednak dobrze przygotował nas do sezonu i pokazujemy to od pierwszego meczu.

Najważniejszym celem jest mistrzostwo Polski, ale czy wybiega Pan już myślami do lata...?
Zdaję sobie sprawę, że latem może wpłynąć jakaś konkretna oferta dla mnie. Chętnie zostałbym w Wiśle jednak jak najdłużej. Tutaj czuję się najlepiej. Wszystko będzie zależało od władz klubu, od właściciela. Być może dojdą do wniosku, że dużo już zrobiłem dla Wisły i trzeba mnie sprzedać. Jeśli jednak ja miałbym decydować, to wolałbym jeszcze zostać tutaj przynajmniej przez sezon. Uważam, że jeszcze aż tak dużo dla tego klubu nie zrobiłem, żeby myśleć o wyjeździe za granicę. Zdaję sobie też sprawę, że mnóstwo jeszcze pracy przede mną, żeby być lepszym piłkarzem.

Mówi Pan o pracy nad swoimi mankamentami. A kiedy Wisła zacznie grać lepiej w obronie?
Wydaje mi się, że w meczach z silniejszymi zespołami będzie nam łatwiej. Nie będziemy musieli prowadzić cały czas ataku pozycyjnego. Jagiellonia, Korona czy Śląsk grają bardziej otwartą piłkę, co pozwoli nam atakować nie tylko pozycyjnie, ale również z kontry. A w grze obronnej, po stracie piłki, szybko musimy doskakiwać do rywala i przeszkadzać mu w wyprowadzaniu akcji.

Często powtarza Pan w czasie tej rozmowy, że musicie wiele pracować, że jeszcze wiele macie do poprawy. Czy to oznacza, że mimo bardzo dobrego startu w rundzie wiosennej w Wiśle nikt "nie zwariował" i nikt nie czuje się już mistrzem Polski?
To chyba dobrze, że mamy świadomość swoich braków. Najlepiej widzi to trener, który potrafi nam wskazać, gdzie popełniamy największe błędy i jak je wyeliminować. Idziemy w dobrym kierunku. Wierzę w nasz zespół. Mamy bardzo duży potencjał i pozostaje tylko w pełni go wykorzystać.

Rozmawiał Bartosz Karcz

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail.Zapisz się do newslettera!
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Były ubek podejrzany o podpalanie kobiety
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na proszowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto